Jest sobota 30 stycznia 2016 r. Siedzę przy maglu w bielawskim muzeum. Stary magiel, który kiedyś miał zupełnie inne przeznaczenie, dzisiaj jest idealnym miejscem – sprzętem, przy którym podczas wywiadów rozmawiam z różnymi ludźmi. Tym razem czekam na panią Renatę, córkę zmarłego 10 grudnia 2015 r. Maurycego Bieleckiego. Minęło półtora miesiąca od śmierci tego wielkiego bielawskiego działacza sportowego związanego z Bielawianką – z tego powodu zastanawiam się, czy to nie za wcześnie na wywiad? A może to ja się spóźniłem, bo nie zdążyłem porozmawiać z samym Maurycym Bieleckim jeszcze za jego życia i przez to nie został zachowany dla potomnych zapis naszej rozmowy? Rozmyślając tak w ciszy, w głowie tłucze się jedna: ludzie za wcześnie odchodzą – tak też było i z Maurycym Bieleckim – i wcale nie jest za wcześnie na rozmowę z jego córką, a te półtora miesiąca od śmierci jej ojca są ostatnią szansą, by w wywiadzie oddać żywe uczucia i emocje związane z osobą Maurycego Bieleckiego.
Przywitałem się z panią Renatą i już wiedziałem, że to będzie szczególny wywiad: wywiad z córką, która chce się podzielić wspomnieniami o najważniejszej osobie, jaką był dla niej dopiero co zmarły ojciec. Dużo emocji, świeża rana po stracie ukochanego ojca. Jak tu zacząć, by poruszone wspomnieniami wzruszenie nie przeszkodziło nam w rozmowie? Zaczynam od uspokojenia wzruszenia, by myśli skoncentrowane były na opowieści o ważnym dla Bielawy człowieku, o człowieku, który miał wielu przyjaciół. Jeden z nich to Zbigniew Owczarek. Spotkałem się z nim 12 lutego 2016 r., jednak nasza rozmowa załamała się, gdy zapytałem go o Maurycego Bieleckiego: kolega czy przyjaciel? Zbigniew Owczarek, mężczyzna twardy i konkretny, nie potrafił ukryć wzruszenia. Rozmowa musiała zostać przerwana. Jakim zmarły był przyjacielem, dowiedziałem się dopiero podczas drugiego naszego spotkania i wywiadu, który miał miejsce 18 lutego 2016 r.
Czytaj dalej